piątek, 18 stycznia 2013

Lunasicc - Mr. Lunasicc CD (1997, AWOL)

Od rozpadu AWOL records mija już trochę czasu lecz płyty wykonawców związanych z tym labelem nadal są darzone takim samym szacunkiem a chętnych na kupowanie ich również nie brakuje. Napewno jedną z takich płyt jest dzieło debiutującego wtedy Lunasicc'a. Pod tą ksywą Luni Coleone nagrywa dla AWOL dwie pierwsze solowe płyty. Wydając na świat "Mr. Lunasicc" miał zaledwie 19 lat zaś jego start na scenie rapowej Sacramento rozpoczął się gościnnym udziałem na albumie swojego kuzyna X-Raided'a "Xorcist" w 95' (tak tak). 

Mimo wtedy krótkiego stażu na scenie i młodego wieku Luniego, album brzmi bardzo profesjonalnie od strony wokalnej (od strony muzycznej też ale to potem). Na tej płycie Coleone ma bardziej stonowany mniej agresywny i krzyczący flow niż na kolejnych swoich projektach. Jedni uważają to za wadę drudzy za zaletę, mi osobiście pasuje bardziej w wersji ostrzejszej co oczywiście nie znaczy że "Mr. Lunasicc" to album przeze mnie mniej lubiany. Luni na tej płycie jest wyluzowanym młodym gangsta i jak podkreśla w tekstach nie do końca poczytalnym (w końcu ksywka zobowiązuje). Rozbija się po ulicach Sacramento siejąc postrach i zamęt a jeśli dojdzie do ewentualnego zatargu wiadomo kto poniesie klęskę. Pewny siebie nie boi się niczego i nikogo a ze wszystkich czarnuchów w mieście to on szczyci się największym uznaniem kobiet. Luniego słucha się z niebywałą przyjemnością, składane w miare prosto wersy są dalekie od banałów i infantylnej treści, a płynny i dźwięczny flow bardzo cieszy ucho. Dobra nawijka potrzebuje także równie dobrej produkcji a "Mr. Lunasicc" od niej nie stroni. Prócz wiadomych mobbsterskich klimatów znajdziemy również bardziej laidbackowe kawałki ze śpiewanymi refrenami ("So Serious") czy nawet zachaczającymi o funk w "What U Ask Fo'". Takich odskoczni nie ma jednak za wiele i o dziwo nie kłócą się one jakoś bardzo z resztą ciężkich brzmień, bo te to już typowe tłuste mob shit dla koneserów. Bez wyjątku slucha się płyty w całości bez skipowania poza jednym tylko kawałkiem, singlowym "Hard Times". Niby ciężki klimat a muzyka jakaś za słodka w ogóle nie pasująca do tekstu Luniego ani do całej płyty. Właśnie do tego utworu zdecydowano się nakręcić video co było moim zdaniem bardzo niereprezentatywne, mające chyba na celu przyciągnąć większe grono fanów za sprawą chwytliwej i ckliwej melodii (i jak się okaże na kolejnym krążku Lunasicca to nie pierwszy i ostatni taki zabieg). Lista producentów nie jest zbyt długa w aż siedmiu utworach nie ma niestety nawet opisu kto wyprodukował dany kawałek więc pokłony lecą do tych co dołożyli się najwięcej i widnieją na creditsach czyli do Dr. Bumpinstein & The Boogie Man. 

"Mr. Lunasicc" to bardzo udany debiut młodego rapera z Sacramento i nie ma opcji by ktoś będąc zagorzałym fanem tej sceny nie zaznajomił się z tym krążkiem. Widać że płyta zrobiona jest z rozmachem a Luni dostał duże wsparcie od ekipy z AWOL, której udział jest tutaj bardzo intensywny. Oryginalnie album wypuszczony został w 1997' potem wychodzi reedycja w roku 2006. Niestety nie wiem czym się różnią te dwa wydania ani kto wypuścił wznowienie. Zachęcam jednak do kupna którejkolwiek edycji jeśli w ogóle nadarzy się komuś taka okazja.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz