czwartek, 9 lipca 2015

Mozzy - Gangland Landscape CD (2015, Mozzy Records)

W ostatnich latach na ulicach Sactown zrobiło się naprawdę gorąco. Głownie za sprawą dwóch rywalizujących ze sobą gangów - Oak Park Bloods i Meadowview Starz. Między Mozzym i Lavish D zrodził się zażarty beef do którego wciągnięto również Philthy Richa. Sprawa była/jest na tyle poważna że kilku chłopaków skończyło w worku za swoje przekonania a sami prowodyrzy całej sytuacji dostali już wyroki. Niedawno Mozzy wyszedł z pudła i niezwłocznie dostaliśmy do posłuchania jego nowy album "Gangland Landscape". Jest to już któryś z kolei materiał młodego gangbangera. Wcześniej koleś nagrywał pod ksywką Lil Tim zaś ostatnimi czasy do sieci trafiły solówki "Next Body On You", "Next Body On You 2" i "Goonbody Embodiment". Chłopak istotnie nie próżnuje i zdążył już wyrobić sobie reputacje nie tylko u siebie w mieście. Obecnie jest też chodliwym i często eksportowanym towarem w rejony Zatoki. Wspólna krucjata przeciwko Lavishowi D i jego ziomkom scementowała przyjaźń Mozzyego i jego ekipy z dyżurującą mobbsterką w Oakland, czego wynikiem są oczywiście wspólne kawałki. Każda wydana w ostatnim czasie płyta od Joe Blow nie może obejść się bez zwrotek tego konfliktogennego osobnika..

Jak wspomniałem Mozzy posiada już całkiem obfitą dyskografię lecz jak dotąd zakres jego ruchów był dość ograniczony. Dostaliśmy zatem więcej niedoskonałych jakościowo cyfrówek niż pełnokrwistych tłocznych albumów. Jeśli chodzi o te drugie, w 2013 roku Mozzy i łowca młodych talentów DJ Fresh spotkali się na wspólnej kolaboracji w "The Tonite Show", zaś u boku Guce'a pojawił się na albumie "Stand Up Guys". Recenzowane dziś "Gangland Landscape" to zatem dopiero trzeci fizyczny nośnik rapera. Nie będę koloryzował że digipack w jakim wychodzi album to szczyt formy wydawniczej. Po obu stronach to samo foto a płyta to zwykły cdr, natomiast trzeba odnotować że Mozzy dopiero wkręca się w ten niewdzięczny biznes. Poza tym, krążek wydaje się być jak do tej pory najbardziej konsekwentnym dziełem rapera, co powinno w dużym stopniu zrekompensować te małe niedogodności. Zaczynając od "Keep Ya Lawn Balldheaded" po wieńczące materiał "Overkill" miałem, nawet na chwilę nieopuszczające mnie odczucie że oto zostałem szczęśliwym posiadaczem jednego z najlepszych gangowych tworów ostatnich lat. Mozzy zdążył dostać już potężnego upierzenia, mikrofon do jego dłoni ulewa się nie gorzej niż spluwa, a produkcja wystawia mu się idealnie by nie mógł spudłować. Świetna gra słów, bezkompromisowe teksty, chropowaty wokal i flow nabity naturalną nonszalancją - chłopak brawurowo jedzie po całej płycie zostawiając po sobie jedynie swąd porzuconych ciał. Tematy na płycie są typowo gangowe co już na wstępie określa sam jej tytuł, który notabene nawiązuje do słynnej serii telewizyjnej "Gangland". Tutaj jednak narratorem jest sam Mozzy a relacje dostajemy z pierwszej ręki, prosto z ulicy. Wyciąga się tu kwestię lojalności, przechwala ilością zabitych osób i sprawnie rozpoznaje konfidentów. Wszystko zaś przesycone bardzo bogatą i ciekawą treścią. Mozzy to bystry skurwysyn, aktywny i świadomy gangbanger, co przejawia się wnikliwą i drobiazgową, a przede wszystkim świeżą liryką, która również odziana jest w osobliwy slang. Spójrzcie chociażby na tytuły "Chop Stixx" i "Fasholly". Gospodarz i jego crew (Hell Gang!) mają również świra na punkcie litery "z" co wiąże się z nieznaczną, aczkolwiek bardzo dźwięczną metamorfozą niektórych powszechnie używanych słów. Muzykę pod ten ciężki krajobraz podrzucił stary kumpel Mozzyego - June Onna Beat. Wprawdzie w środku kartonowego pudełka nie przewidziano miejsca na wypisanie jakiegokolwiek info, to jego ksywka pojawia się wraz z początkiem większości numerów. Muzyczna formuła jest bardzo nowofalowa i zarazem skuteczna, zadziała również na okazyjnego słuchacza zachodniobrzegowego grania. Podziały rytmiczne zaczynają kołysać już od pierwszych taktów. Produkcje cechują pulsujące basy, miękkie lecz wyraźne stopy, nieinwazyjne clapy, aksamitne pianina i masa innych kosmicznych dźwięków wydobytych z nowatorskiego syntezatora. Całość utopiona jest w głębokim pogłosie i utrzymana w melodyjnym, łagodnym charakterze. Jedyne numery z mocniejszym uderzeniem to "Street Official", "Cant' Heal" i "Overkill". Poniżej dwa obrazy promujące album:

"Dead and Gone" i "Chop Stixx"

Jeśli chodzi o te "nowe" brzmienia jakie obecnie przelatują przez Zachodnie Wybrzeże, to co znajduje się na "GL" zdaje się najśmielej do mnie przemawiać. Z początku byłem uprzedzony do kawałka "On My Head" w którym wykorzystano beat ze słynnego numeru Bobbyego Shmurdy, jednak nie sposób go przeskoczyć z Timothym na pokładzie. Nie wiem czy to odpowiedni moment by przyznać że Sactown ma nowego króla gangsterki lecz gdy co chwilę widzę komentarze "Mozzy killin shit right now" trudno to wyprzeć. Grupa fanów rapera rośnie z niespotykaną prędkością podobnie jak liczba odsłon klipów z jego ksywą w tytule. Nic dziwnego że omawiany dziś materiał od kilku tygodni nie wychodzi z pierwszej piątki najlepiej sprzedających się płyt na Rapbay. Sam raper zaś nie wydaje się być nawet odrobinę zmęczony nagrywaniem bo na dniach ukaże się jego kolejna solówka "Bladadah". Płytę promuje video pod tym samym tytułem i już zdążyło nieźle namieszać...