niedziela, 18 września 2016

Lil AJ, Mozzy, Philthy Rich, Lil Blood, Joe Blow - One Mob CD (2015, One Mob)

Abstrahując, czy ktoś jest w stanie dokładnie zliczyć wszystkie wydane przez Philthy Richa krążki? Dam sobie lewą rękę uciąć że gdybym ogłosił konkurs w którym do wygrania byłaby pokaźna suma w zamian za wymienienie wszystkich jego cdeków, te pieniądze zostałyby u mnie. Philthy przebił dosłownie wszystkich, w Bay, w Sac, w KC, gdziekolwiek! Oficjale, street albumy, kolaboracje, mixtapey, "leaki", co miesiąc koleś wydaje kilka płyt. Setka została przekroczona na pewno, a może nawet liczba ta zbliża się już do stu pięćdziesięciu, kto wie. Nie jestem zagorzałem fanem tego artysty ale trzeba przyznać, że jego robota nie poszła na marne. Philthy to już bez wątpienia raper mainstreamowy i można go zobaczyć w klipach u największych gwiazd (np. ostatnio u Birdmana w "Balla Blockin"). Czy to dobrze czy źle, osobiście jest mi to obojętne. Nie mam żadnego jego pieprzonego albumu, no chyba że zamieszany jest w jakiś projekt wart uwagi, jak np. ten....

"One Mob" to kolektyw pięciu panów który został wydany pod koniec ubiegłego roku. Po płytę sięgnąłem w zasadzie bez większych oporów, choć przyznam się że gdy zobaczyłem premierowy klip do "Intro" i usłyszałem otwierającego track AJ'a wiedziałem już że w niektórych miejscach moje uszy będą wystawiane na ciężkie próby. Cóż, dobranie go do takiej grupy dobitnie uświadomiło mi że w Zachodniobrzegowym rapie talent to teraz margines, i liczy się przede wszystkim "kolesiostwo". W myśl maksymy - wypromujmy ziomka niech też sobie coś zarobi. Szkoda jednak że ten "ziomek" nie ma słuchaczowi kompletnie nic do zaoferowania. Jak na ironie, AJ również zamyka album co pozostawia mocny niesmak. Upośledzony młodzik to jednak nie jedyne słabe momenty płyty bo i kłopoty z wyrażaniem swych myśli pojawiają się również u Richa oraz co zaskakujące u Lil Blooda. Ten pierwszy jak wspomniałem, nie należy do moich ulubieńców, bo poza jego nonszalancją w głosie niewiele ma mi do zaoferowania. Jak na mój gust, większość jego kariery muzycznej opiera się na nie najlepszym materiale choć przyznaje że czasem raper ten potrafi pozytywnie zaskoczyć. Na "One Mob" po prostu zrobił swoje. Raczej nie zawiódł bo wiele od niego nie można oczekiwać, jednak dobrze zgrywa się z resztą ekipy i zdarza mu się sieknąć kilka niezłych linijek. Blood natomiast potrafi być mało wyraźny, lekko nudnawy i wypaść zdecydowanie poniżej swoich możliwości ("My Choppa"). O dziwo cała wyżej wymieniona trójka gdy nie ma wsparcia od pozostałej dwójki radzi sobie całkiem dobrze o czym świadczyć może chociażby kawałek "Never Sold Wight". Jeśli już mowa o tych najmocniejszych ogniwach ekipy, to nie będę ukrywał że głównymi postaciami dla których przede wszystkim kupuje się krążek są Joe Blow i Mozzy. To oni są kręgosłupem podtrzymującym całość na przyzwoitym poziomie Bez nich, ten album po prostu byłby mocnym średniakiem, natomiast w tych okolicznościach wypada naprawdę nieźle. Jakby komuś było jednak jeszcze za mało ludzi w składzie naszej "fantastycznej piątki" to mam dla niego dobre wieści. Personel poboczny na albumie rozciąga się do granic możliwości. Takiej sytuacji są plusy i minusy. Z jednej strony im mniej zwrotek Aj'a tym lepiej. Tacy goście jak Fed-X, Street Knowledge, Husalah, Boo Banger, Skeme, Lil Goofy czy Celly Ru i E Mozzy nie dość że wypadają naprawdę elegancko to świetnie pasują do płyty. Z drugiej strony tłok sprawia że niektóre kawałki trwają 5 do nawet 6 minut!. Nie jest to jakiś znaczny problem jednak nie oszukujmy się, produkcje z płyty to nie aranżacyjne majstersztyki i słuchanie w koło tej samej pętli przez tak długi czas może nieco znużyć. Pomijając te małe niedogodności trzeba przyznać że rejony muzyczne płyty są bardzo zadbane. Podkłady są oryginalne, bogate w nie byle jakie dźwięki, dopracowane. To co jednak satysfakcjonuje najbardziej to fakt że poza kilkoma wyjątkami, większość z nich ma Zatokową a nie trapową czy mainstreamową naturę. Dodatkowo, gospodarze wprowadzili nieco tajemniczości w projekt i postanowili nie ujawniać ksywek producentów (tak nabijam się). Cieszy mnie że każdy kawałek się czymś wyróżnia, ma swój rozpoznawalny motyw i klimat. Wiem na pewno że chwytliwe pianina we wspomnianym "Neva Sold Weight" to sławny June, który w "Ain't No Going Out" zrobił z "Hello" Lionela równie świetny numer. Dramatyczne "Down the Barrel" wzięto od The Mekanix. Natomiast spod czyich rąk wyszło genialne, lekko kameralne ale z dreszczykiem "Copesthetic", przestrzenne, deszczowe "One Mob 3" albo melancholijne "WYA" i mocne "Everybody"? Ciężko powiedzieć. "Stranger To The Pain" natomiast zasługuje u mnie na szczególne wyróżnienie. O ile mnie słuch nie myli autorem muzyki jest tutaj Young J którego tracki wyróżniają się srogim, nieco mrocznym charakterem dzięki osobliwej barwie pianina...

Poruszane tematy na albumie nie powinny nikogo zaskoczyć ani rozczarować. "One Mob" jak sama nazwa wskazuje, to album ściśle uliczny i chwała chłopakom że w tym wypadku postawili na jednotorowość. Gdyby włożono tu jakieś imprezowe numery albo pioseneczki wzdychające do panienek, koncepcja krążka byłaby po prostu dziurawa. Jeśli więc masz "wielkie jaja", jeszcze większą spluwę, prowadzisz brudne interesy a przy tym zmagasz się z przeciwnościami losu. Ten krążek to soundtrack do twojego życia...

Album wychodzi w podwójnym, cieniutkim digipacku. Poza fajną grafiką z zewnątrz nie ma w nim nic ciekawego ani do oglądania ani do czytania. Przyznaję że liczyłem na większy rozmach ale mówi się trudno. Na koniec dorzucam jeszcze klip do kawałka "Let It Blow", który na pierwszy rzut ucha nie wydaje się zbyt wciągający, ale to tylko pozory...