niedziela, 12 kwietnia 2015

Aone - Dope As Coke CD (2015, All N Da Doe)

Nie da się ukryć że Aone dopiero rozkręca się w rapowym światku Zatoki. Reprezentant San Franscisco zadebiutował w roku 2012 swoją solówką "Young Bay Boss" która przeszła raczej niezauważona. Potem skumał się z Lil Rue co skutkowało wydaniem dwóch części "Murder Music" w 2013 i 2014. W międzyczasie do internetu trafiło "Dope As Coke: The Leak" które najpierw można było pobrać za darmo a z początkiem 2015 roku doczekało się tłoczenia. W tym roku Aone wydaje również swój najbardziej wyczekiwany przez wszystkich krążek "Dope As Coke" i zaraz po nim kolejną część "Young Bay Boss". Przyznam że niespecjalnie wczuwałem się w dyskografie Aone'a, jednak gdy zaczął zadawać się z nieżyjącym już Jacką i jego ekipą moje zainteresowanie chłopakiem wzrosło. Byłem ciekaw jak młody boss z Bay poprowadzi swoją karierę pod patronatem członka Mob Figaz i przede wszystkim co pokaże na omawianym dziś projekcie...

Od początku wiadome było jak ten album będzie wyglądał więc trudno tu wytknąć cokolwiek jeśli chodzi o jego przygotowanie, Aone i jego ludzie zdołali zrobić z "Dope As Coke" bardzo chodliwy towar na czasie. Wystarczy spojrzeć na tył okładki z wypisanymi tytułami gdzie roi się od wersów Jacki, Joe Blow oraz innych szanowanych członków mobbsterskiej rodziny. Pojawili się również Freeway i Mike Marshall za którego refrenami po prostu przepadam. Dostaliśmy bardzo dobrą oprawę muzyczna i niezłą grafikę na opakowaniu CD. Trzeba przyznać że album wydany jest z rozmachem. Jak wspomniałem, nie było mi dane zagłębić się w wydawniczą przeszłość Aone'a więc miałem ograniczoną styczność z jego osobą. Głównie kojarzę go z gościnnych zwrotek dla Jacki. Gdy pojawił się w klipowym "Gang Starz" z "WHTTW" zwracał uwagę swoim melancholijnym stylem i podłamanym, szorstkim wokalem. Niestety okazuje się że te atuty to jedyna broń rapera z Frisco, gdyż lista występków jakie popełnia na "Dope As Coke" jest naprawdę obszerna. Od wybryków Liqza na "100 LBS" długo już nie miałem przyjemności z mc który tak nieudolnie próbuje odnaleźć się w mobbsterskich klimatach. Pierdołowate teksty gospodarza rażą jak faceci w różowych koszulkach. Złożenie kilku zdań o narkotykach, liczeniu kasy i pieprzeniu gorących lasek kończy się dla chłopaka mokrym czołem. Zbiera zasłyszane zwroty i ograne frazy pakując je razem z przypadkowymi, nic nie wnoszącymi linijkami. Wygląda to jak upchnięty w wers zbiór notatek albo bardzo miernej jakości freestyle. Ciągle powtarza to samo nie potrafiąc choć odrobinę opracować merytorycznie swojej zwrotki. Nawet gdy zaryzykuje i zabierze się za jakiś konkretniejszy temat to szybko staje się nieczytelny i kiczowaty. Wprawdzie raper czuje rytm i potrafi płynnie (choć bardzo ospale) poruszać się po podkładach lecz to nie wystarcza by zrekompensować liryczną nędze. Po trzech, czterech kawałkach przestaje się w ogóle zwracać na niego uwagę, a zainteresowanie przechodzi na muzykę i gości. W tym właśnie momencie odsłaniamy tę jaśniejszą stronę "Dope As Coke", bo nawet jak gospodarz nie potrafi się wywiązać ze swojej roboty to zrobią to za niego inni. Na szczęście na dwadzieścia jeden, nieprzerywanych skitami numerów jedynie cztery to solówki (w tym krótkie intro). Fakt ten podobnie jak to że producenci się naprawdę postarali sprawia że album jakoś kręci się do końca. Bez wątpienia muzyka jest tutaj podstawowym wabikiem, skomponowano ją z bardzo nastrojowych sampli pomiędzy które włożono przyzwoitą perkusje i dodano solidnie brzmiące instrumenty. Nie licząc kilku kawałków, album zahacza o daleką przeszłość. Pełno tu pożyczonych fragmentów które swoją barwą przypomną nam głównie lata 70 ' i 80'. Weźmy chociaż do bólu eksploatowane "Hello" od Lionela z którego CheezOnDaSlap zrobił pełen dreszczyku "Looking 4 Me". Nie sądziłem że ktoś jeszcze będzie potrafił zaskoczyć mnie wykorzystaniem tego sampla. Takich przenikliwych i silnie wkręcających melodii jest tutaj mnóstwo. Szkoda tylko że znowu nie dopilnowano masteringowca który zostawił na płycie kilka bubli. Obniżona głośność, wyciągnięty do granic "dół" przez który przeciskają się średnie i wysokie tony. To zjawisko występuje już w drugiej pozycji na płycie "Never Seen", zepsuło tak wyśmienite podkłady jak w "Rich Without a Job" oraz "U.K" i ciągnie się jeszcze przez "Long Nights". Dziwi mnie że musi dochodzić do tego typu rzeczy. Powoli zaczyna się to stawać normą na Zatokowych nagraniach i nieziemsko irytuje mnie gdy muszę przerzucać dobre kawałki przez kiepską jakość dźwięku...

"Dope As Coke" ciężko jest zaklasyfikować do płyt złych lub dobrych, przypuszczam że dla koneserów mobbsteskich nagrywek będzie to pozycja którą spokojnie można mieć. Słucha się jej dla gościnnych zwrotek, ujmujących refrenów i klimatu jaki te rzeczy tworzą wspólnie z wyśmienitą produkcją. Otoczka jaka krąży wokół tego dzieła ma ukryć niedoskonałości Aonea i robi to naprawdę dobrze. Szkoda że młody raper nie potrafi wykorzystać swojego potencjału który ewidentnie w nim siedzi, sam głos to nie wszystko by łapać się za mikrofon. Następnej szansy chłopakowi nie dam, no chyba że postawi swój liryczny warsztat na nogi..