sobota, 7 czerwca 2014

Ampichino & Young Bossi - Cop Heavy Gang (Going All In) (2011, Double F, City Hall)

Ampichino to postać którą powinni kojarzyć wszyscy będący słuchaczami Bay. Oczywiście on sam pochodzi z Akron z Ohio lecz z artystami znad Zatoki trzyma się jak z braćmi. Starsi słuchacze na pewno pamiętają jego wystąpienia u boku Yukmoutha ze starym składem Regime. W ciągu tych kilkunastu lat na scenie Amp zdążył sobie wyrobić mocne kontakty i przy okazji wypuścić pokaźną dyskografie. Czy to solówki czy kolaboracje lub albumy grupowe, jest tego od groma. Cop Heavy Gang tworzony wspólnie z Bossim to jeden z czołowych projektów jakie ma do zaoferowania label Ampichino. Double F, bo o nim mowa to dobra alternatywa dla słuchaczy na co dzień obcujący z brzmieniem mobb z rejonów Sactown i Bay.

Pierwsza część Cop Heavy Gang prezentuje to, czym Ampichino i jego ziomki karmią swoich fanów od dawna - mobb shit wysokich lotów. Chłopaki po prostu nie pieszczą się z niczym, nie ma owijania w bawełnę i cackania się. Skoro rzeczywistość jest bezlitosna to oni również. Wszystko kręci się wokół pozyskiwania towaru, przemycania, dbania o kontakty i sprzątania frajerów. Trzeba cały czas stać przy garach żeby mieć po sufit "cegiełek" gotowych do wylotu. Nie wolno też zapominać że żyjąc niebezpiecznie lepiej mieć przy sobie choppera bo nie wiadomo czy za chwilę nie trzeba będzie go użyć. Na dziewiętnaście tytułów w sumie chyba tylko jeden jakoś szczególnie wyróżnia się tematycznie. Jest to "Feel So Good" z Yukmouthem gdzie w pogoni za szmalem chłopaki jakimś cudem znajdują czas na chwilę relaksu. Ampichino wypada całkiem nieźle. Nie raz stara się napisać coś ambitniejszego, zobrazuje sytuacje, dorzuci swoją złotą myśl czy jakąś życiową prawdę dotyczącą życia na krawędzi. Sprawa z Bossim jednak przedstawia się nieco mniej chlubnie. Powodem tego jest jego notoryczna powtarzalność. Czasami w jednym wersie potrafi nam wcisnąć po kilka razy to samo ubrane w nieco inne słowa i w zmienionej kolejności. Te zarzuty zresztą ciągną się za nim chyba odkąd zaczął rapować. Co by jednak nie mówić, głosy obu panów, ich flow i surowy styl rekompensują w dużym stopniu liryczne zubożenie Bossiego. Wystąpienia są jak najbardziej hardcorowe, teksty mają konkretną konwencję i wydźwięk, dlatego gdy nie będziemy się zbytnio wdawać w szczegóły odbiór będzie jak najbardziej pozytywny. Kwestią sporną za to jest produkcja. Pamiętam czasy gdzie samplowanie odbywało się w sposób subtelny, czasem nawet z niedowierzaniem patrzyłem na opisane fragmenty utworów których prawie nie dało się rozpoznać. Tutaj sprawa ma się całkowicie odwrotnie. Double F stworzyło nową "jakość" jeśli chodzi o dostarczaną muzykę. Kopiowane w większości całe, nawet ze znanych na całym świecie utworów pętle dostają tutaj drugie życie. Wspomnę chociażby wzięte "Love Is A Battlefield" od Pat Benatar w "Sounds Like" i słynne już do porzygu samplowane "Final Countdown" zespołu Europe w "Next Day Air". To tylko te najgorsze przykłady ale na takich rozwiązaniach jedzie spora część płyty. Dla młodych słuchaczy pewnie nie będzie miało to znaczenia natomiast starszyzna znająca klasyki sprzed lat może być nieco zniesmaczona. Ale, samplowane kawałki wcale nie muszą mieć ćwierć wieku gdyż np. w takim "Heart Of Da V" Joe Millionaire bez pardonu użył sobie "Love All Over Me" z repertuaru Monica z 2010 roku. Można się zapytać gdzie się podział zdrowy rozsądek producentów i czy nie jest to pójście na mega łatwiznę. Oczywiście pewnie jest, ale te minusy na płaszczyźnie muzycznej redukowane są genialnym przygotowaniem technicznym jej twórców. Umiejętności jak i zapewne dostęp do porządnego studia sprawiły że produkcja brzmi w pełni profesjonalnie i co najważniejsze żywo. Stare ścieżki z nowymi rozwiązaniami zostały nienagannie rozbudowane, zmixowane i zachoppowane w odpowiednich miejscach. Czuć w nich klimat, powiew świeżości i wysoką jakość. Niejednokrotnie doświadczymy nieokiełznanej mocy płynącej z głośników. Dlatego czy się czepiać czy nie, zależy od tego do jakich standardów jesteśmy przyzwyczajeni.

Album jako całość robi spore wrażenie. Pomijając wszystkie te małe grzeszki wymienione wyżej dostajemy materiał którego słucha się wyśmienicie. Mógłby to być soundtrack do niejednego filmu gangsterskiego z udziałem czarnoskórych aktorów. Dlatego jeśli uwielbiasz mobb shit i chcesz dobrego towaru który przed chwilą wyleciał z garnka, Cop Heavy Gang może mieć coś dla ciebie.