piątek, 12 grudnia 2014

C-Bo with special guest San Quinn - 100 Racks In My Backpack CD\DVD (2006, 100 Racks, Sumo Records)

Dla C-Bo 2006 był na pewno rokiem bardzo pracowitym, obfitował w aż sześć projektów z jego udziałem. Solo "Money To Burn", mixtape "The Money To Burn", "Trilogy" jako druga część Thug Lordz, "Moment Of Truth" jako kolaboracja z Killa Tay, kompilacja największych hitów "The Greatest Hits" oraz właśnie "100 Racks" In My Backpack z gościnnym udziałem San Quinna. Hunid Racks to nic innego jak marka która kilka dobrych lat temu wprowadziła na rynek napój energetyczny. By się lepiej wypromować opłaciła kilku znanych raperów by ci narobili wokół niej nieco więcej szumu. Stąd dostaliśmy album od C-Bo czy kolaboracje Yukmouth & Messy Marv "100 Racks". Wiem że dla większości prezentowany dziś materiał nie ma większego znaczenia i wielu pewnie przeszło koło niego obojętnie, co wcale mnie nie zaskakuje. Hunid Racks raczej nie miało intencji dostarczenia godnego materiału dwóch weteranów i chodziło tu bardziej o zgarnięcie łatwego szmalu. Nie chce przez to powiedzieć że zawartość CD jest kompletną klęska, jednak jej forma podania i wykonanie jest średnio zadowalające...

CD mieści piętnaście ścieżek, dziesięć z nich to kawałki C-Bo, w tym dwa z udziałem rapera z San Francisco. Quinn dostał jeszcze tylko dwie solówki i na tym jego udział w projekcie się kończy, bo trzy ostatnie numery należą kolejno do Richie Richa, B-Legita i Hugh E MC. Tu nasuwa się pytanie, czy to płyta C-Bo i Quinna czy po prostu składanka z przewagą kawałków rapera z Sactown? Przód okładki mówi "Hunid Racks & C-Bo presents" co poniekąd rozwiewa wszystkie wątpliwości, nadal jednak nie wiem jak mam sensownie potraktować ten album. Wiem że Cowboy niespecjalnie zajmował się promowaniem wspomnianego drinka i jego rola ograniczyła się jedynie do nagrania kawałków na krążek. W swoich utworach również nie emanuje szczególnym uwielbieniem do napoju i te dziesięć tytułów w sumie nijak się mają do płyty. Nie pozostaje mi zatem chyba nic innego jak zrobić sobie osobną playlistę z występami Shawna i wystawić im odpowiednią opinie. Pamiętam że w roku 2006 spadek formy reprezentanta Sactown był chyba najbardziej zauważalny. Raper bowiem odpuścił sobie swój energiczny, agresywny flow i zaczął nieco przynudzać pod długopisem. Choć poziom jego wykonań nadal był przyzwoity to po głowie krążyły myśli że mógł naprawdę postarać się lepiej. Tu sytuacja wygląda podobnie. Wskażmy choćby rozpoczynające album "Im Deep In The Streets", utwór stanowczo nie zakrawa na klasyk lecz sytuacja w innych zdaje się nieco poprawiać. Zaznaczam że nie ma co doszukiwać się tutaj konkretnych treści czy mocnych wrażeń od strony C-Bo. Shawn dobrał sobie zbiór luźnych tematów do których napisał adekwatne teksty i wypluł je na mikrofon z energią jaką wówczas posiadał. Producenci zaś idealnie wpasowali się pod rap gospodarza i dostarczyli muzykę zbliżonego formatu co jego popisy. Mimo że album ma pewien dar wpadania w ucho, słuchając go prawie dekadę później dostrzega się jego ułomności. Podkłady są OK, i tylko OK, oparte na OK dźwiękach, samplach i zrealizowane również na standard OK. Najzwyklej w świecie brakuje tu sznytu, czegoś co by bardziej podkreśliło charakter i dodało gęściejszej atmosfery. Produkcja w garści kawałków nie wytrzymuje u mnie próby czasu, jest po prostu zwykła i przebrzmiała. Reszty słucham bez większych sprzeciwów choć szczególnie za nią nie przepadam. Dziwi to zważywszy jeśli spojrzymy na wypisane ksywki które zajmowały się komponowaniem. Od Plat-e-num i K.G. można dostać wyśmienitą lub bardzo dobrą robotę lecz album niestety tego nie doświadczył. Maxamillion postanowił że nie będzie robił kolegom konkurencji, dlatego jedyny utwór który wychodzi przed szereg to tytułowe "100 Racks In My Backpack" zrobione przez Seana-T. Jak wspominałem wyżej płyta zawiera również dwa kawałki San Quinna i trzy kilku innych artystów lecz nie widzę potrzeby aby się nad nimi specjalnie zastanawiać. Dodam tylko że końcówka albumu nie wchodzi na moją playlistę a powody są oczywiste...

Skacząc po dyskografii C-Bo nie jestem w stanie przypomnieć sobie by jakikolwiek jego oficjalny materiał tak słabo do mnie przemówił. Nawet niechlubne solo "Money To Burn" wypada lepiej niż prezentowany dziś krążek. Słychać że "100 Racks In My Backpack" nagrywane był szybko i jak najmniejszym kosztem. Nie zadbano nawet o uczciwy miks i mastering. Cała płyta jest za cicho, wokale są zbyt głośno w stosunku do muzyki a wyczulone ucho usłyszy buczenie w niektórych kawałkach. Do albumu dołączono oczywiście DVD a jego niska wartość intelektualna nikogo nie powinna zadziwić. W roli głównej zobaczymy Fillmoe Slim'a i Gangsta Browna którzy jak się domyślam są założycielami marki Hunid Racks. Razem z raperami przez cały materiał nawijają o zajebistości swojego napoju opisując go jako remedium na wszystkie bolączki tego świata (naprawdę ma się ochotę to DVD wypieprzyć do kosza).

Podsumowując "Hunid Racks" trudno wystawić mi jednoznaczną opinie. Wiem że są osoby którym zawartość krążka przypadnie do gustu lecz mi brakuje w nim przede wszystkim jakości z każdej strony. Możliwe że gdyby poszczególne kawałki znalazły się na jakiejś prawdziwej solówce Shawna odebrałbym je lepiej. Album jest szeroko dostępny ale wątpię by fani C-Bo się na niego rzucali, sam bym go nie kupił gdyby nie cenowa okazja. Byłem ciekaw czy po tylu latach od wydania trzymając w ręku fizyczną kopię będę się w stanie do niego przekonać - wyszło to co najwyżej średnio. Na pewno nie jest to album do którego z chęcią będę wracał. Polecam jedynie wiernym fanom dla uzupełnienia kolekcji...