poniedziałek, 16 lutego 2015

A-Wax - Savage Timez CD (2001, Possi Productions, Big Treez Entertainment)

A-Wax to ten raper który nie umie się zdecydować czy być szczupłym czy grubym. O dziwo gdy każe sobie słono płacić za swe ostatnie dokonania wygląda jak początkujący anorektyk. Odstawiając jednak żarty na bok, Aaron Scott Doppie to człowiek na którego bez wątpienia trzeba zwrócić uwagę jeśli jest się entuzjastą Zatokowych brzmień. Jeszcze nie opadły fanfary po ubiegłorocznej "Pullin Stringz" a już można nabyć nowe dzieło artysty "Everybody Loves Me 2" za bagatela 35$. Zanim jednak A-Waxowi uderzyła woda sodowa do głowy, jego młodzieńcze lata wcale nie należały do najlżejszych. W mega szybkim skrócie przypomnę, że urodzony w Pittsburgu Doppie, by ustrzec się przed wciągającą go w tarapaty ulicą wyjeżdża do Seattle. Ruch ten jednak okazuje się fiaskiem gdy dołącza do gangu Bloods, Elm Street Piru a następnie w wieku szesnastu lat zostaje skazany za zabójstwo na kilka lat więzienia. Siedząc za kratkami odnajduje miłość do muzyki, rozbudowuje swój liryczny warsztat i zaraz po wyjściu wraca do rodzinnego miasta by nagrać "Savage Timez" (i kto tu jest prawdziwym gangsta?).

Nawet jeśli ktoś na co dzień nie obcuje z muzyką reprezentanta Pittsburga to mógł chociaż słyszeć o jego wieloletnim konflikcie z grupą Mob Figaz. Cała sprawa tak naprawdę nie była warta świeczki a A-Wax ostatnio wygłosił na ten temat kilka zdań w tribucie dla Jacki. Chcę jednak zwrócić uwagę na fakt iż Doppie skłonny jest do popadania w mało eleganckie beefy i niepotrzebne pyskówki z ludźmi którzy dużo pomogli jego solowej karierze. Tak było z Mob Figazami jak i np. z Gonzoe, którego A-Wax obwiniał za zbyt mały angaż w pracę nad ich wspólnym albumem "Recession Proof". Ile jest w tym chęci zdobycia większego rozgłosu a ile wynika z niepokornego charakteru Doppiego wie już chyba tylko on sam. O jego niesnaskach z innymi raperami można by napisać naprawdę obszerny felieton dlatego dziś przede wszystkim skupimy się na tym co najważniejsze - jego muzyce. Przyjaźń A-Waxa z Figazami może i nie trwała długo lecz zostawiła głęboki i znaczący ślad na pierwszych płytach rapera. Na "Savage Timez" napotkamy nie tylko gości w postaci Rydah J. Klyde czy Jacka ale też będziemy mogli usłyszeć materiał wyprodukowany przez nadwornego producenta Figazów - Rob Lo, którego podkłady stanowią 80% całej muzyki na krążku. Resztę dopełniają trzy ścieżki zrobione przez Big Dave'a, Woodie'go i Crazee Nutt'a. Produkcja jest w dużej mierze ostra i dynamiczna oraz co najważniejsze jest niesamplowana, na pewno świadomość że producenci się naprawdę postarali i stworzyli wszystko od podstaw dodaje płycie większej wartości. Usłyszymy przede wszystkim surowe Pittsburskie klimaty jak "Get Low", "Rappa", "Savege Timez" czy "Streetthugz", lecz znajdziemy tu też lekko g-funkujące "P/G Style" czy już rasowo mobbsterskie "Talk Iz Cheap". Muzyka obdarzona jest żywymi, chwytliwymi liniami basów i pokaźnym zestawem instrumentów wspartym elektroniką w starym dobrym stylu. Poza tym panowie od podkładów dają też popis swym klawiszowym umiejętnościom dopieszczając kilka numerów barwnymi piszczałkami. Całość jest naprawdę bardzo dobra, spójna i wciągająca. Nie ma tutaj produkcyjnie słabej pozycji, jak i również nie ma zawodu jeśli chodzi o występującego na nich A-Waxa. Wszyscy którzy sympatyzują z nagrywkami Doppiego wiedzą że jest on wielce charyzmatyczną osobowością i już od pierwszego albumu dał się poznać jako niesztampowy tekściarz i raper którego styl silnie wyróżnia się na Zatokowej scenie. Na "Savage Timez" nie brakuje zatem błyskotliwych linijek przyprawionych fenomenalną techniką. Na swej pierwszej solówce raper stosuje agresywny i pełen emocji flow który podchodzi nawet pod krzyk, jest to chyba pierwszy i ostatni album gdzie Doppie jest tak bardzo energiczny wokalnie. Przedstawia siebie jako rozgrywającego który stawia warunki swoim przyszłym oponentom ("Get Low), zdradza że poza trudnieniem się rapem ma też inne zainteresowania i profesje ("Rappa /"), grozi palantom którzy chcą z nim zadrzeć ("Journey"), w groteskowy sposób opowiada o sposobie szybkiego zarobku ("Why Huste") czy podrywa kobiety na swój niechlujny styl ("P/G Style"). Poza tym dowiemy się również jaka jest ostatnia wola gospodarza przed śmiercią ("Heaven Or Hell"). To naturalnie nie koniec wrażeń, treści na całej płycie są naprawdę przejmujące, dostarczają sporej ilości tłustej gangsterki i dosadnej, hardcorowej rozrywki...

Czy istnieją jakieś minusy "Savage Timez"?, na pewno niema ich jeśli chodzi samego A-Waxa czy producentów od muzyki, szkopuł kryje się natomiast w trackliście. Choć liczba pełnowymiarowych kawałków nie schodzi poniżej granicy przyzwoitości (12) to można mieć małe pretensję że album jest za krótki. Chciałoby się po prostu usłyszeć więcej tak dobrego materiału. Kolejna sprawa to Breadleon który psuje swoim kiepskim wykonaniem kawałek "Benificial" i ciężko jest ten numer przesłuchać nie irytując się. Poza tymi malutkimi występkami krążek jest świetny i polecam go przede wszystkim fanom starych Pittsburskich klimatów, myślę że należy mu się godne miejsce między innymi klasycznymi pozycjami z tego miasta. Nie jest go łatwo kupić i zapewne do tanich nie należy lecz zachęcam do szukania, trzeba usłyszeć!