niedziela, 6 marca 2016

Mozzy - Down To The Wire, 4th Ave Edition CD (2015, Mozzy, Livewire Records)

Jeśli ktoś miał okazje zajrzeć do poprzednich części "Down To The Wire" to wie że żadna z nich nie jest albumem solowym choć okładki z J. Stalinem i Philthy Richem jakie znalazły się na "jedynce" i "dwójce" mogą sugerować coś zupełnie innego. "Trójka" to również kompilacja, tym razem z głównym udziałem raperów reprezentujących 3rd world, czyli m.in. Lil Blood, Boo Banga i Lil Goofy. W przypadku "czwórki" odsunięto tłoczną koncepcję na bok by w końcu dać więcej pola do popisu mc który będzie daniem głównym a nie tylko smaczkiem jednym z wielu. Osobiście taki ruch bardzo mi się spodobał gdyż nie jestem fanem współczesnych, zachodnio-brzegowych składanek a po projekty z Mozzy sięgam z chęcią (jeszcze). "4th Ave" edition to jak dotąd (nie licząc cyfrówek) piąte, solowe przedsięwzięcie rapera, które dostało fizyczną obudowę i całkiem przyzwoity marketing. Przed nim dostaliśmy do posłuchania skromne "Tonite Show", przełomowe "Gangland Landscape", wydane pod okiem Cedrica Singletona "Yellow Tape Acitvities", oraz średnie pod względem muzycznym "Bladadah"...

Przyznaje się od razu że z "Down To The Wire" mam osobisty problem, gdyż mimo że płyta jest dobra to jednak można się tu nadziać na incydenty które powodują lekki niesmak. Wychodzę z założenia że jest to spowodowane przede wszystkim pośpiechem. Mozzy to obecnie maszyna do nagrywania i dobre źródło dochodu więc co by chłopak nie wypuścił i tak przyniesie solidny kwit, który w tym wypadku dzielony jest razem z Livewire Records. Nie wiadomo więc kogo ganić bardziej, czy gospodarza czy ludzi od J. Stalina którzy jednak w jakimś stopniu koordynowali ten projekt. Zacznijmy jednak od rzeczy przyjemniejszych. Nie da się zakwestionować że "4th Ave" to spora porcja świetnej muzyki dla której fani Mozzy zrobiliby wszystko (z morderstwem włącznie!). Przede wszystkim, bardzo starannie dobrano produkcję. Przebojowy June wrócił za konsoletę, a TD Slaps znacznie podrasował swój warsztat, który rozpadał mu się przy okazji "Bladadah". Poza tą dwójką kilka jointów wzięto również od AK47, "Sliders" to sprawka Hitmanbeatz, a "Hit & Run" należy do The Mekanix. Jak zwykle usłyszymy mnóstwo przyzwoitych klawiszowych dźwięków, z przewagą charakterystycznego pianina, które jest znakiem rozpoznawczym każdej płyty od Mozzy. Poza tym na "In The Rain" zagra nam delikatna, melancholijna gitarka, do "Got Me" włożono bardzo przyzwoity, samplowany saxofon, a "Went Up Another Body" przywali w głośniki nowoczesnym, mobbsterskim bassem. Tematycznie, album zaprezentuje oczywiście silną dawkę "drillu" i szereg wątków tyczących się bezwzględnej ulicy, jednak zdarzają się też kawałki które dostają oryginalniejszy koncept. Chociażby pytające o lojalność w każdych warunkach "Got Me" i dedykowane bliskiemu przyjacielowi "Still Here". Klimat i tempa utworów są zróżnicowane co w sumie bardzo mi odpowiada, jednak trudno nie zauważyć że Mozzy lepiej brzmi na temperamentnych podkładach od June'a, niż na flegmatycznych wyczynach od AK 47. Tutaj zaczynają się właśnie te małe "incydenty" o których wspomniałem wyżej. O ile w ciągnącym się "In The Rain" Timothy rekompensuje się lirycznie tak na "Speakin Lie About It", nie dość że snuje się jak żółw to dodatkowo zmienia się w ubogiego i męczącego tekściarza. Ponadto, moje ucho nie wytrzymuje kombinowania z wokalem w "My Life" gdzie raper wyje niczym trzepnięty kot z podpiętym autotunem. Te dwa numery rzutują niestety na ogólną ocenę, zważywszy że gospodarza nie jest tu za wiele, co stanowi kolejny mankament płyty. Niby dostaniemy 50 minut muzyki, jednak większość kawałków (aż 8 z 14!) posiada jedynie dwie zwrotki, a brak trzeciej zastępuje się długimi refrenami. Idąc dalej, na albumie znalazły się tzw. "zapchajdziury", które wkładamy kiedy akurat nie mamy więcej nagranych kawałków a spieszymy się oddać materiał do tłoczni. Remix "Would They" Philthy Richa nic więc nowego do projektu nie wnosi poza jedną świeżą zwrotką od Mozzy, natomiast "Sliders" zostało podpieprzone z krążka Hyph'a. W tym momencie rzucę nieco światła na ten drugi, ponieważ mimo że to track z recyklingu to bez wątpienia jest to również najlepszy numer na płycie. Poza tym CD Hyph'a jak na razie nie wyszło na twardym nośniku więc to tak naprawdę gratka dla nas wszystkich. Na koniec wyjmę ostatni i szczególny "incydent" tyczący się tytułu "Hit & Run", który dla mnie jest największa bolączką na "Down To The Wire". Dlaczego? Bo dostaliśmy w nim mocną fabułę, porządny beat od Mekanixów, fajny refren od 4Raxa i elegancką nawijkę od chłopaków, tylko po to aby jakiś tępak od miksu spieprzył nam całą przyjemność słuchania. Do tej pory nie rozumiem jak to jest możliwe że nikt nie wpadł na jakże oczywisty pomysł aby te wokale poprawić przynajmniej do kręcenia klipu, który przecież wyszedł długo po wydaniu płyty...

Zróbmy teraz szybkie podsumowanie...

Plusy:

- świetna, dopracowana produkcja
- kilka naprawdę miażdżących numerów
- porywające występy gościnne, szczególnie Myback, Joe Blow, Shady Nate i Stevie Joe
- dźwięk (miks, mastering 100% satysfakcji)

Minusy:

- kiepskie "My Life" i "Speakin Lie About It" - niestety z winy gospodarza i autotune'a
- totalnie niepotrzebny remix "Would They"
- przewaga "dwu-zwrotkowców", co za tym idzie znikoma ilość samego Mozzy
- zaniedbania techniczne w "Hit & Run"
- naprawdę skąpe złożenie całego albumu

Osobiście bardziej bym namawiał do kupna "Down To The Wire", niż do postawienia na niej krzyżyka. Mimo wszystko płyta potrafi zadowolić, a już na pewno dla fanów Mozzy to pozycja obowiązkowa. CD wychodzi w naprawdę grubym, podwójnym digipacku o całkiem przyjemnej grafice i zdaje się że jeszcze można je bez problemu dorwać.

Dla śledzących karierę rapera dodam, że na kolejne jego projekty nie będziecie musieli długo czekać, bo w tym momencie jesteśmy już po premierze solówki "Beatiful Struggle", a w kolejce czeka już następna - "1UP Top Ahk". Poza tym mamy dopiero początek marca a Timothy ma już w przygotowaniu szereg projektów kolaboracyjnych które mają ujrzeć światło dzienne w niedalekiej przyszłości...