środa, 7 stycznia 2015

Berner and Ampichino - Traffic 2 CD (2010, Double F, City Hall)

Świadomość tego że Berner obecnie jest w szeregach Taylor Gang na pewno nie jest zadowalająca dla fanów Zatokowych brzmień. Ostatnie projekty rapera coraz bardziej rozczarowują i przyznam się że moje zainteresowanie nimi spadło prawie że do zera. Pocieszający jest natomiast fakt że zanim wujek Bernie zaczął zadawać się z Wizem nagrał pokaźną ilość krążków którymi zapracował sobie na szacunek. Pomijając solówki, reprezentant San Francisco musiał dobitniej zaznaczyć swoją obecność na scenie stawiając swoją osobę w kolaboracjach obok takich figur jak The Jacka, Messy Marv czy Ampichino. Można powiedzieć że Amp jak i Berner w podobnym czasie zaczęli szturmować rynek projektami więc przy okazji zrobili sobie przysługę wzajemnie się promując. Po udanej "Traffic" wypuścili jej następcę zaledwie rok później. Jak to bywa w takich przypadkach nie sposób ustrzec się przed porównywaniem sequela do jedynki. Również jak to w zwyczaju u Bernera i Ampichino, części drugie poziomem zwykle nie odstają od części pierwszych. Dlatego na "Traffic 2" trzeba spodziewać się podobnych wrażeń co na jej poprzedniczce jak i profesjonalnego podejścia do polityki wydawniczej albumu....

Wcale nie byłoby żartem gdybym krążek zrecenzował odsyłając linkiem do pierwszej części "Traffic". Tytuł w końcu do czegoś zobowiązuje i trudno spodziewać się tu innych treści niż podane wcześniej. Bernie i Amp to specjaliści w szmuglowaniu towaru i zarabianiu ulicznego szmalu, więc "dwójka" jest praktycznie lustrzanym odbiciem "jedynki" (nie szukając daleko, zatrudniono nawet tych samych producentów od muzyki). Płyta naturalnie przedstawi gospodarzy jako nieuchwytnych handlarzy, traktujący narkotykowy biznes jako jedyny sposób na godziwy zarobek. Usłyszymy opowieści z przestępczego półświatka gdzie pieniądze ładuje się w duffel bags, karabiny trzyma w bagażniku, frajerom odbija się laski a kapusiom wsadza lufy w usta. Nie zabrakło typowych pieniężnych szlagierów i pomysłów na to jak najlepiej wykorzystać kobiece atuty w celach zarobkowych. Dramaturgia Ampichino i filmowe projekcje Bernera sprawiają że temperatura nie spada a obroty silnika nie schodzą z najwyższych. Zderzak w zderzak, chłopaki pokażą nam że narkotykowa gra potrafi być zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem. Raperom towarzyszy muzyka utrzymana w umiarkowanym klimacie oparta głównie o samplowane motywy. Nawet "Glory Box" z repertuaru Portishead zaszczyciło swymi walorami "Trapp Going Crazy". Producenci nie szczędzili pętli jak również ciętych, śpiewanych wokali które pojawiają się jak nie w zwrotkach to w refrenach. Panuje tu zróżnicowanie w doborze zapożyczonych fragmentów i dbałość o ich wkładanie pomiędzy perkusjonalia. Gałkami kręcili Joe Millionaire (7 pozycji), Pakslap (3), Cosmo (3), Golden I 95 (2), oraz Insane, Cali Mist, Gennessee i Stinje z pojedynczymi ścieżkami na koncie. Realizacja podkładów jest oczywiście zbliżona do pierwszej części "Traffic" choć w dużej mierze brakuje tu mocnego przyłożenia z głośników. Być może, jest to trochę wina producentów lecz to Randy Biddle który odpowiedzialny jest za końcową obróbkę dźwięku, nie popisał się swymi umiejętnościami. Praktycznie całej płycie brakuje "dołu" a w niektórych utworach jest to drastycznie odczuwalne ("Traffic", "Trick Money", "Jurassic Park", "That Boy" czy "Money Chese Gwop"). Odbiera to nieco potencjału płycie i mimo że produkcja trzyma podobny poziom "jedynki" to nie ma tej samej dynamiki i energii. Jest to jakiś minus albumu choć wiem że sytuacja ta jest do obejścia bez większego popadania w rozterki. "Traffic 2" nie obył się bez pokaźnej liczby gości dlatego ponownie będziemy mogli posłuchać zwrotek kumpli od Ampichino reprezentujących Akrońskie ziemie jak i wersy prosto z Californi od takich figur jak Jacka, Yukmouth czy Louie Loc. Nie odnotowałem by ktoś swoim wykonaniem ostro pikował co oczywiście wpływa pozytywnie na ogólną kondycje materiału.

Album mimo drewnianego masteringu nadal jest dobry. Może plasuje się oczko niżej niż poprzednik to nie ukrywam że dostarcza mi wielu wrażeń jak i rozrywki. Jest to na pewno pozycja po którą powinni sięgnąć entuzjaści rasowej mobbsterki panujących obecnie czasów. Poza tym, mając część pierwszą aż głupio nie mieć drugiej. Zapakowana w klasyczny jewel case płyta, posiada czterostronicową wkładkę z całkiem udaną grafiką. Do tej pory do kupienia za rozsądną cenę.