środa, 1 kwietnia 2015

C-Bo - The Final Chapter CD (1999, AWOL)

Trudno mi powiedzieć jaka dokładnie historia kryje się za ostatnim albumem C-Bo wydanym dla AWOL. Można znaleźć różne info na temat tego materiału. Mówi się że C-Bo będąc w trakcie jego nagrywania poszedł siedzieć i nie mógł dokończyć dzieła więc piecze nad nim przejęła wytwórnia. Inni twierdzą zaś że album ukazał się już po odejściu Shawna z AWOL i ten nawet nie przyłożył ręki do jego wydania. Przerywając wszystkie spekulacje, prawdę odnajdziemy chyba tylko we wkładce do albumu gdzie reprezentant Sactown napisał kilka zdań na temat całej sytuacji. Może i C-Bo poszedł siedzieć, może też AWOL samo uformowało płytę, natomiast pewne jest że to pełnoprawna solówka która ukazała się za zgodą rapera. Zresztą w roku 2003 ukazuje się jej reedycja z logo West Coast Mafia co potwierdza że C-Bo krążek uznaje i rozwiewa wszystkie wątpliwości dotyczące jego legalności...

Fani niespecjalnie przykładali się do tego dzieła, a jeśli już o nim wspominano padały raczej niepochlebne recenzje. Przenosząc się w rok 99', mając zakorzenione w świadomości że C-Bo jest już po kilku wydanych albumach (w tym klasycznym "Tales From The Crypt" i genialnym "Til My Casket Drops"), też nie byłbym zachwycony tym tworem AWOL. Mamy jednak połowę drugiej dekady XXI wieku, muzyka się zmieniła a perspektywa czasu i coraz większa chęć powrotu do lat 90' sprawiają że dawne, nie do końca udane albumy dziś zyskują na wartości. "The Final Chapter" plasuje się dokładnie w tej kategorii. Niby mamy do czynienia z jedną z najgorszych płyt od Mobbfathera lecz przyglądając się jej bliżej, dojdziemy do wniosku że diabeł tkwi tu jedynie w szczegółach. Dziesięć pełnowartościowych numerów na trzynaście rzeczywiście może rozczarować, również z uwagi na fakt że poprzednie solo miało ich aż siedemnaście. Przypominając sobie jednak tracklistę "Tales From Da Crypt" albo "One Life 2 Live", argument dotyczący czasu trwania schodzi na margines. Zresztą, wszystkie kawałki trwają tu grubo ponad cztery minuty. Wytyka się tu również formę samego C-Bo, choć raczej chodzi tu o teksty niż popisy wokalne. Może i płyta nie odznacza się wysokimi ambicjami w doborze treści lecz ciężko ten fakt uznać za jakąś poważną wadę. Praktycznie całość to gangsterskie przechwałki które zawierają chwalenie się majątkiem, obrót narkotykami i bycie wielkim bossem nie wahającym się pociągnąć za cyngiel. C-Bo wkłada mnóstwo emocji w rap, krzyczy i ostro atakuje mikrofon agresywnie intonując słowa. Wypluwane linijki nie są zbyt fascynujące lecz słychać jeszcze to draństwo w głosie Shawna. W połączeniu z produkcją sprzed kilkunastu lat brzmi to po prostu wyśmienicie. Muzyką na albumie zajęło się bardzo wąskie grono i stąd kolejny zarzut że wszystko brzmi tak samo. Przyznaję że ekipa T.D.T. (czyli T-Roy, D-Wiz i Troy-B) w wielu miejscach użyła tych samych próbek instrumentów lecz mimo to chłopaki potrafili wprowadzić zróżnicowanie. Poza tym cały album zrobiony jest z rozmachem. Są szeroko rozbudowane aranżacje z mnóstwem klawiszowych zabaw, oraz bardzo klimatyczny zestaw żywych dźwięków zarówno tych grających z przodu jak i przeszkadzających z drugiego planu. W "Get The Chips" zetkniemy się z twardą mobbsterką, podobnie jak w "Best Recognize", "Bigg Figgas" albo "Tru 2 Da Game", gdzie panuje hardcorowa atmosfera owiana nutą niepokoju. Jest szybsze, funkujące "How Many" i wolniejsze, intrygujące "Mobb Deep. "Player To Player" emanuje podobną energią co "Money By The Ton", laidbackowe, ciepłe "As The World Turns" (prod. Kirk Crumpler) mogłoby swobodnie znaleźć się na "Til My Casket Drops, a ciężkie i mroczne "Big Boss" wykazuje się niesamowitą pompą w refrenie. O takim brzmieniu dziś się nawet nie pomarzy a taki C-Dubb którego okrzyknięto obecnie nowym królem mobbsterskich produkcji, panom z T.D.T. mógłby jedynie podawać napoje. Wada która natomiast mi doskwiera leży od strony technicznej "The Final Chapter". Numer cztery np. prosi się o bardziej uwydatnione wokale, również ich miks można było poprawić w dziewiątce, zaś dwunastka posiada bardzo słaby drumline. Za autentyczne minusy tej płyty uważam jednak niektóre wystąpienia gościnne jak np. grupa Probable Cause, z wyszczególnieniem jej bełkoczącego członka Flow. Który pojawia się w aż trzech pozycjach i podobnie jak raper Allie Baba, obniża poziom kawałków w których się udziela. AWOL nie musiało zapychać płyty tymi panami bo ilość stosownych zwrotek od takich osobistości jak Laroo, Lil Ric, 151, Pizzo czy Kokane i Spice 1 stanowczo by wystarczyła. Na płycie niestety nie ma Mississipiego lecz godnie zastępuje go wokalista Mo-Jay. Szkoda że nie pokuszono się o rozbudowanie "My True Soldiers" do pełnowartościowego utworu, bo mógł być z tego niezły numer.

Wiadomo, nie polecałbym tego krążka komuś kto dopiero zapoznaje się z dyskografią C-Bo bo nie jest to zbyt reprezentatywny twór. Jestem jednak w stanie wymienić kilka dużo gorszych pozycji z ksywką Cowboya na okładce. W pierwszym wydaniu "The Final Chapter" rozkładówka w miarę rzetelnie stara się opisać kto i gdzie udziela się wokalnie, choć zdarzają się tu małe błędy (np. w "As The World Turns" nie ma AP.9). Trudno mi powiedzieć natomiast jak to wygląda w wydaniu drugim, gdzie dorzucono dwa bonus tracki na końcu - "Ball Til We Fall" oraz "Earn Respect". OG press raczej trudno nabyć i jeśli już się pokazuje to cena bywa wysoka. Na pewno łatwiej będzie dorwać reedycje..