czwartek, 18 grudnia 2014

G-Macc - Tha Graveyard Shift CD (2005, U C It Entertainment)

Postać G-Macca powinni kojarzyć wszyscy którzy chociaż pobieżnie interesują się obozem Madesicc (dawniej Siccmade). Choć to już weteran, jego talent nie był jakoś szczególnie eksploatowany na scenie Sacramento. Początki jego kariery sięgają połowy lat 90' gdy wypuścił swoje pierwsze solo "Underground Hit List". Album naturalnie nie obfitował w znane ksywki i musiał obronić się jedynie swoją zawartością. Niestety zaraz po nim wampir Elston zapada się pod ziemię, znika aż na dziesięć lat by dopiero w 2005 ponownie wyjść na powierzchnie. Jako producent robi dla Cway Muzicc dwie składanki ("Death Threatz" i "Lyrical Octane") oraz jako raper wydaje swoje (dopiero) drugie solo "Tha Graveyard Shift". Trzeba przyznać że ludzie zgromadzeni wokół Lyncha czy obozu Cway są to artyści niespotykanego talentu inspirowani głównie klimatami grozy, czasami skłonni do różnych chorych podniet. Jeśli taka muzyka nie staje się głupkowatą papką dla mało świadomej publiki, potrafi urzec i wprowadzić słuchacza w niepowtarzalny nastrój. Prezentowany dziś krążek G-Macca jest przykładem tego że horrorcore i gangsterskie popisy to rzeczy które potrafią popełnić niezaprzeczalnego klasyka gatunku.

Zapewne każdy potrafi wymienić "Season Of Da Siccness", "Loaded" czy albumy Sicxa jako twory które odcisnęły piętno na hardcorowej scenie Sactown i stały się wyznacznikiem tego jak należy przenieść swoje niezdrowe fantazje na ścieżki audio. Podobny tor obiera tutaj Elston choć jego "Cmentarna Zmiana" trochę różni się atmosferą i brzmieniem od powyższej listy. Album odznacza się bowiem okrutną oryginalnością w sferze produkcyjnej. Mamy tu określony, jakby wyjęty z innej epoki koncept oprawy muzycznej. Producenci używając instrumentów o klasyczno-barokowym zabarwieniu, w wielu miejscach utrzymali aurę o charakterze opery. Zostało to atrakcyjnie dostosowane do podkładów z twardą, brudną perkusją i niskim, mięsistym basem. Materiał muzycznie jest bardzo spójny gdyż cały czas bogaty jest w aranżacje wykorzystujące sekwencje pianina, fletu, wiolonczeli, skrzypiec, klarnetu czy harfy. Poza tym usłyszymy ciepły rhodes w "Said That" i pięknie wtapiające się w krajobraz trąbki na "Time Spinnin". Naprawdę trudno mieć tu jakiś konkretny numer za faworyta bo doznania w większości są po prostu piorunujące. Do gustu nie przypadły mi jedynie "We Barry" i "Suppose 2 Be". Pierwszy do złudzenia przypominający "Get Your Mind Right Mami" Jaya-Z, w drugim zaś znajduje się przeżuty już motyw z "A Dream" grupy DeBarge znany z kawałka "I Ain't Mad At Cha" 2Paca. Komponowaniem zajmował się głównie Plat-e-num, czasem wspomagany przez G-Macca i Maxa. Na stojąco ślę im pokłony za wyrafinowanie i świetną realizację nagrań gdyż brzmienie płyty jest wręcz fenomenalne, a wampir z Sactown idealnie wpasował się tu w rolę gospodarza. Ujmująco ubarwia swoim głębokim głosem każdy track, stosuje nietuzinkowy flow i imponującą technikę składania nieprzeciętnych rymów. Płyta naturalnie przesiąknięta jest zbrodnią, jeśli ofiara jednej osoby nie wystarczy trzeba mieć na względzie również rychły koniec całej jej rodziny. Powody mogą być mniej lub też bardziej uzasadnione w zależności od sytuacji. Teksty oczywiście nie ograniczają się jedynie do typowo slasherowego schematu i pochodzący z Garden Blocc raper poświęca też trochę uwagi sytuacji panującej na ulicach Sacramento, gang-bangingowi, oddzielaniu wrogów od prawdziwych ziomków czy też patrzy na śmierć z perspektywy zwykłej, niełatwej codzienności. Album dopełniają ciekawe, zrobione z pomysłem, instrumentalno-mówione skity oraz naprawdę trafiony zestaw gości. Wymieniając tylko tych najważniejszych, jest Luni Coleone, Big No-Love, Brotha Lynch Hung, Key Loom (jeszcze jako Key Loc) i nawet Messy Marv (w formie).

"Tha Graveyard Shift" ma ogromny potencjał jeśli chodzi o ciężkie klimaty rodem z Sactown. Jest perfekcyjnie doszlifowana z każdej strony. Nawet okładka, na pozór mogłoby się wydawać amatorsko zrobiona, swoimi symbolami i plenerem wywołuje odpowiednie skojarzenia. Czuć na tej płycie głęboki, mroczny klimat i mocno grobową atmosferę. Śmiem twierdzić że jest to jeden z najlepszych albumów na Zachodnim Wybrzeżu i mimo wielkiej sympatii do klasyków Siccmade lat 90', chyba mój ulubiony jeśli chodzi o tego typu krążki. Dlatego jeśli funkcjonujesz w nocy i chodzisz spać w dzień na eleganckim posłaniu w pudełku z jesionu - ten materiał jest dla ciebie. CD jest niestety ekstremalnie trudno kupić i nie zauważyłem aby gdziekolwiek się pojawiało. Może w przyszłości ktoś zdecyduje się na reedycje robiąc wielką przysługę zagorzałym kolekcjonerom.