piątek, 28 listopada 2014

The Jacka and 12 Gauge Shotie - The Price Of Money CD (2009, Yze Guyz Entertainment)

Twelve aka 12 Gauge Shotie co można powiedzieć o tym reprezentancie San Diego? Niestety niewiele. Jego staż na scenie sięga okresu dekady ale przez ten czas raper za bardzo się nie wychylał. Wiem jednak że zyskał sobie szacunek w podziemiu za wkład w rozwijanie lokalnej sceny. W roku 2005 razem z dwoma koleżkami pod nazwą Mary Jane Junkeez wydał album "Operation: Gain Green". Jego zwrotki pojawiły się m.in. na The A-Team - Teamwork (2004), I-Rocc - Center Of Attention (2006) czy na płycie Googie Monsta - "Im a Monsta" z 2007.  Jego solowe konto obejmuje street album/mixtape "So Cal Fornia" i projekt "Mixtapes Is Dead". Zaś w 2010 Twelve razem z Lil-B Stonem wypuszcza "Co-Defendants". Jak widać nie jest tego wiele. Nasuwa się też pytanie co ten koleś robi na kolaboracji z Jacką? W sumie, nie wiem też co dokładnie skłoniło mnie do kupna tego krążka. Jak mniemam, była to po prostu czysta ciekawość. Wcześniej miałem okazje usłyszeć wspomniane "Co-Defendants" co pewnie rozpaliło mój apetyt na inne, oficjalne dokonania rapera...

Gdy przeleciał pierwszy odsłuch "The Price Of Money" plułem sobie w brodę że tak pochopnie wydałem te kilkanaście dolców. Co za mało istotny, krótki i niepotrzebny album z którego nic nie wynika - marudziłem. Ze względu jednak na to że nigdy nie poddaję się bez walki, postanowiłem zostawić płytę na re-peacie tak długo aż coś między nami zaiskrzy. Twelve to raper ze specyficzną chrypką w gardle. Po podkładzie porusza się jakby od niechcenia ale z niebywałą precyzją i melodyjnością. Jego flow cechuje nuta olewactwa i beztroski dlatego czasami można odnieść wrażenie że bardziej gada niż rapuje. Mimo że nie należy do mistrzów pióra to można go polubić. Układa chwytliwe teksty i z luzem podchodzi do tematu. Na nośniku znajduje się dwanaście numerów, co zaskakujące z zerową liczbą gości (zapewne dlatego że budżet już na to nie pozwalał). Widząc Jackę na okładce można by się spodziewać ostrej gangsterki, przerzucania towaru i co chwilę wyciąganych spluw. Natomiast Shotie podrzucił Mob Fidze takie tytuły do których ten musiał się dostosować. Nie należy się więc nastawiać na rasowe mobbsterskie gówno tylko na luźną płytę z przypadkowymi tematami. Niektóre z nich naprawdę zaskakują jak np. "Should I" w którym Twelve boryka się z dylematem posiadania pokaźnej sumy i nie wie jak ma ją spożytkować. Albo "Callin" o zawracaniu dupy przez natrętnych abonentów. Poza tym jak zawsze usłyszymy rymy o zajebistości chłopaków (i tej płyty) w "Dope", imprezowaniu w "Throw It Up" czy o wszystkim i o niczym w "Mob Shit". Ogólnie album jest mało poważny i wyjątkiem są jedynie dwa ostatnie kawałki. To mi jednak wcale nie przeszkadza a wręcz bym powiedział że jest to jego zaletą, bo styl jaki posiada Twelve świetnie się sprawdza w takich bzdurnych klimatach. O dziwo równie dobrze wypada dobrana muzyka. Trudno tu doszukiwać się konkretnych stylów i podkłady są tak samo przypadkowe co zestawienie dwunastu tytułów. Słychać jednak że zrealizowano je na porządnym sprzęcie a więc brzmienie jest żywe i soczyste. Są tu mocne uderzenia jak "Live Like This", "Kan't Be Me" albo "Chop Out" robione na klawiszach. Jak i typowo samplowane motywy ("Callin", "Sunshine", "Paper Long", "Dayz Like This", "All My Niggaz". Mimo że produkcja nie posiada szczególnie oryginalnych cech i niczym się nie wyróżnia to dobrze się jej słucha (tylko numer sześć nieco szwankuje jeśli chodzi o miks). Ktoś teraz może zapytać czemu na początku tak przyczepiłem się do tego albumu skoro wydaje się całkiem spoko. No cóż, związek na lata między mną a "The Price Of Money" nie wchodzi w rachubę i będzie to raczej tylko przelotny romans. To dlatego że jej koncepcja jest po prostu mało zadowalająca. Widać tu bowiem ewidentnie że Twelve podparł się znaną ksywką dla szerszej promocji własnej. Bo chemii między artystami tutaj nie ma i chodzi jedynie o czysty biznes. Płytę wydał sam reprezentant San Diego przez swoje Yze Guyz Ent. przy dystrybucyjnym wsparciu City Hall i czuję że powinna mieć ona nazwę 12 Gauge Shotie feat The Jacka. Na dwanaście tytułów w dwóch numerach Mob Figa się nawet nie pojawia. W tych gdzie się udziela, trzy to jedynie dwuzwrotkowce trwające trochę ponad dwie minuty. Ubogi fundusz nie pozwalał również na zaproszenie kolegi na plan klipu dlatego Shotie był zmuszony zrobić go do swej solówki w "Should I".

CD zapakowano w gruby jewel case i wrzucono do niego trzyczęściową rozkładówkę z całkiem przyjemną grafiką. Nie można odmówić jej profesjonalnego wydania i tego że się faktycznie ładnie prezentuje. Szkoda tylko że zamiast postawić na rozbudowę warstwy merytorycznej albumu i rozwinąć ją do pełnoprawnego LP, Twelve wolał wyłożyć na promocje i rozprowadzenie płyty po sklepach (stąd jej niemała cena). "The Price Of Money" najlepiej jakby w ogóle się nie ukazało ale skoro już jest można dać tej płycie szanse będąc przy tym bardzo cierpliwym. Mimo swej nijakości przyjemnie się jej słucha. Jakby się ktoś uparł możną ją jeszcze dostać, choć radzę zostawić te kilkanaście dolców na konkretniejsze materiały...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz