czwartek, 18 lipca 2013

Mister D.O.G. - Streets Of Tha Tac CD (2010, Bow Wow Records)

Reprezentant Tacomy w Stanie Washington w 2010 roku postanowił wydać na świat w końcu swoje kolejne solo. Mimo że raper działa na scenie prawie dwie dekady to zdążył wydać zaledwie trzy płyty "Wet" w 1998, "Ghetto Politics" w 2000 oraz właśnie "Streets Of Tha Tac". Jakiś czas przed wydaniem tego ostatniego D.O.G. w tym samym roku postanawia też wydać wznowioną wersje swojego debiutu ze zmienioną okładką i kilkoma bonusowymi utworami. Poza tym Bow Wow Records zdażyło jeszcze wypuścić dwie składanki sygnowane przez Mister D.O.G.a - "North West Ridin' w 2001 oraz "Backstreets And Boulevards" w 2006. Czyli można w sumie stwierdzić że coś się dzieje ale nie za wiele. Od razu zaznaczam że nie zamierzam grzebać w płytowej przeszłości Mister D.O.G.a i skupię się na ocenianiu go jedynie przez pryzmat "Streets Of Tha Tac".

Patrząc na okładkę albumu widzimy krótko ściętego gościa. Przymrużone oczy i groźna mina zdają mi się mówić że Mister D.O.G. to hardcorowy mc. Również ton w jakim zachowana jest poligrafia sugeruje mi że mam do czynienia z raczej ciężkimi klimatami. Niestety, w tym wypadku przysłowie "nie oceniaj książki po okładce" (tu albumu) bardzo pasuje do tej recenzji. Zacznę więc od samego gospodarza. Nie będe owijał w bawełne i od razu napiszę - Mister D.O.G. to bardzo przeciętny rapper. Co u artysty z tak długim stażem może nieco dziwić. Nie wiem jak to wyglądało kiedyś ale na "Streets Of Tha Tac" D.O.G. nie wybija się niczym co by mogło go odróżnić od tysięcy innych przeciętniaków chcących zostać raperami. Proste rymy, oklepane linijki i zwroty to tutaj standard. Można by przymknać oko i wybaczyć to reprezentantowi Tacomy gdyby ten w zanadrzu posiadał chociaż odrobinę charyzmy i urzekał głębszą, agresywniejszą barwą głosu. Niestety, może i D.O.G. wygląda na pitbulla to glosik ma jak ratlerek. Irytują rownież kompletnie banalne teksty oraz sposób w jaki wypluwa rymy. Apogeum tego stanowi kawałek "Dear Dad" gdzie żale w kierunku ojca zamiast chwytać za serce brzmią po prostu komicznie. Jakby tego było mało, sama koncepcja płyty również nie należy do oryginalnych. Dostajemy zestaw typowych tematów na typową rapową płytę. Jakby za mikrofon złapali się nakręceni małolaci z zerowym doświadczeniem w rapgrze. Jedynie powolywanie się na przynależność do gangu Crips nadaje tej płycie nieco charakteru. Żeby nie było jednak tak strasznie beznadziejnie "Streets Of Tha Tac" ma całkiem niezłą oprawę muzyczną i mnóstwo gości którzy zawsze lepiej brzmią niż nasz gospodarz. Crooked I dał nam dwa popisy, jest Snoop Dogg, Kokane, koledzy z Wash House czyli grupa Certified, Mistah F.A.B., śpiewak Matt Blaque, Key Loom i inni. Wypełniaja oni znaczną część albumu i to dzięki nim zachowuję on jakąś przyzwoitość. Jeśli chodzi o muzykę, w większości usłyszymy tutaj klimaty nawiązujące do westcoastowego mainstreamu z początku pierwszej dekady nowego millenium. "It's Nothing" do złudzenia przypomina oszczędny (ale z jajem) beat od E-A-Ski a "Criptastic" to istna zrzynka z Battlecata. Prócz West Coast Stone'a producenci są praktycznie nieznani więc oszczędze sobie wymieniania ich. Ważne jest że na większości wyprodukowanych podkładów spisali się naprawdę bardzo dobrze i tego trzeba się trzymać. Po plusach znów jednak następuje spadek, tym razem w sferze masteringowej. Może i się czepiam ale jeśli juź muszę słuchać rymów Mister D.O.G.a to niech chociaż wszystko brzmi wyraźnie. W niektórych kawałkach wokal niestety ginie na tle beatu, jest po prostu za cicho. Najbardziej odczujemy to w "Hilltop" gdzie ledwo słychać co D.O.G. nawija do tego jeszcze stopa jest tak wywindowana że aż przeszkadza w słuchaniu. Szkoda bo to jeden z lepszych kawałków na albumie (do tego w refrenie zastosowano talk box).

Dobra już zostawiam to że "Ya'll Dont Know" pochodzi ze wspolnej plyty Luni Coleon'a i Cool Nutz'a. "Streets Of Tha Tac" dostaje ode mnie po łbie choć szczerze chciałbym by to wygladało inaczej. Głównym powodem jest oczywiście sam Mister D.O.G. Rapper z Tacomy nie pokazał mi nic konkretnego nic co by zatrzymało mnie przy nim na dłużej. Bije od niego przerażająca banalność i schematyczność która zarezerwowana jest dla żółtodziobów a nie dla mc który na scenie jest już weteranem. Teraz zabrzmi to pewnie zaskakująco ale album jest wart posłuchania, chociażby dla samej muzyki czy nawet zaproszonych gości. Bo gdy zrzucimy Mister D.O.G.a na dalszy plan i skupimy się na otoczce i klimacie robi się całkiem ciekawie. Wsłuchując sie w dźwięki "Streets Of Tha Tac" wrócimy wspomnieniami te kilka lat wstecz. Wtedy weźmie nas spory sentyment i coś będzie sprawiać że bedziemy chcieli trzymać na repeacie jak nie całą płytę to napewno jej większą część...