środa, 25 lutego 2015

The Jacka - Broad Daylight CD (2009, Town Records)

Town Records? Czy aby sięgając po jedną z płyt Jacki w roku 2009 jaką jest "Broad Daylight" nie wpakujemy się w słuchanie wymuszonego albumu, którego istnienie naraziło na szwank kondycję pokaźnej dyskografii rapera? Po części tak. Czym zatem Mob Figa podpadł swojej publiczności? Tym że poszedł na łatwiznę i podpisał kontrakt z Town Records który skutkował wydaniem na szybko płyty o wątpliwej wartości. B-Town MAC to białas z Berkeley, właściciel i C.E.O. wspomnianej wytwórni, jakimś cudem udało mu się dotrzeć do Jacki i namówić go by ten dodał nieco prestiżu jego firmie. Bo co Town Records ma do zaoferowania? Prawie że nic, wydało jeszcze dwie składanki "Knock 4 Tha Block" i na tym poprzestało. "Broad Daylight" to zatem flagowy album którym jego wydawca szczyci się do dziś. Zwróćcie uwagę na grafikę płyty, czyżby TR myślało że jest drugim No Limit? Już nawet nie skomentuję że B-Town musiał wcisnąć swoją japę na tył okładki przy napisach executive producer jakbyśmy przypadkiem nie wiedzieli jak wygląda. No dobra a teraz do rzeczy...

Tak naprawdę ciężko jest jednoznacznie stwierdzić że "Broad Daylight" jest klapą. Materiał miał być poniekąd przedsięwzięciem komercyjnym co w przypadku takiego rapera jak Jacka skazane jest raczej na porażkę. Z drugiej jednak strony po kilku odsłuchach muzyka, teksty i refreny pałętają się gdzieś po głowie. Albumowi można zarzucić że w wielu momentach produkcję przestylizowano na wtórne Wschodnie Wybrzeże lub też jest tak mało oryginalna że nie warta zapamiętania. Nawet jak na 2009 rok, takie brzmienie mogło przyciągnąć jedynie okazjonalnych, mało wymagających fanów hip hopu. Słychać też że krążek miał posiadać kilka przebojów lecz ich formuła niestety wyczerpała się dawno przed jego wydaniem. Najbardziej odczuwalne jest to w skocznym, imprezkowym "Ballervard". Czy w typowych Eastcoastowo-mainstreamowych hitach z refrenami RnB - 'Try To Let Go" i "Don't Wanna Hear About It". Można pochwalić profesjonalny mix, mastering. Jeśli chodzi o sam dźwięk płyta zrealizowana jest na naprawdę wysokim poziomie, ale na tym plusy się kończą. Produkcja choć rusza i buja to pozbawiona jest indywidualnego charakteru i trochę nijak się ma do takiej persony jaką jest Jacka. Wkładka wymienia sprawców tego muzycznego ambarasu choć nie podpina ich do konkretnego numeru. Myślę że One Drop Scott i Rob Lo działali raczej pod dyktando Town Records gdyż nie wierze że byli zdolni do popełnienia tych czynów z własnej woli. Natomiast D-Dosia i B-Town MAC byli zapewne zdeterminowani by tak to właśnie wyglądało. Jeśli chodzi o gospodarza "Broad Daylight", to mimo że pokazuje się we wszystkich kawałkach to jest tu tak naprawdę gościem. Usłyszymy zatem tylko dwanaście wersów Jacki na co najlepsze tylko jedenaście pełnowartościowych pozycji, w których przewagę głównie ma zaproszony personel. Treść merytoryczna utworów jest adekwatna do koncepcji jaką wykorzystuje krążek co raczej nie dziwi. Trudno aby rzucona luźno, jednostrzałowa płyta porażała wysokimi aspiracjami w doborze tematów. Podobają mi się jednak występy Jacki obdarowane jeszcze wyraźną dykcją, nienagannym flow i przyzwoitymi linijkami. Niestety, Figa ginie w nawale gościnnych zwrotek, które często dostarczone są od osób wepchniętych tu na siłę lub też takich które skorzystały z okazji by się wypromować. Połowę pobocznej obsady można by bez szkody usunąć lekką ręką ale wtedy otrzymalibyśmy raczej ep niż lp. Głodne rozgłosu Town Records by na pewno do tego nie dopuściło. Jakie są zatem przesłanki aby sięgnąć po ten produkt? Dla kogoś kto jest fanem Zatoki i lubuje się w Mob Figazowych klimatach - ten album to raczej rozczarowanie. Są tu wprawdzie ze trzy, cztery kawałki które pasowałyby na jakiś konkretniejszy album Jacki np. "We Mafia", "Crazy Here" i "Hamm Sammich", lecz wątpię by ktoś przez to skakał z radości. Nikogo również nie pocieszy badziewny filmik na CD, cyfrowy plakat z okładki (już bez psów i helikoptera) i dzwonki na telefon umieszczone jako dodatki. Krążek zadowoli zatem niedzielnego fana Bay o mało wyszukanym guście któremu "Broad Daylight" jakoś przypadkiem wpadło w ręce...

Oczywiście ta pozycja to nadal płyta którą bez problemu można posłuchać, daleko jej do kompletnego dna i mimo wszystko potrafi dostarczyć odbiorcy jakiejś dozy rozrywki. Jednak gdy uświadamiam sobie że w tym samym roku wychodzi "Tear Gas" albo "Drought Season 2" nie sposób nie podejść do sprawy rygorystycznie. Przerobione tryliony razy przez moje ucho melodie nie są w stanie zatrzymać mnie na dłużej. Na dodatek dostajemy skąpą ilość tytułów, zwrotek gospodarza i worek bzdurnych featuresów. To chyba najsłabszy krążek od Jacki w 2009 i jeden z najdroższych w jego dyskografii...