poniedziałek, 27 maja 2013

Killa Tay - Thug Religion CD (2001, Real Life/Blueprint Records)

Od wydania swojego debiutu Killa Tay wędruje od wytwórni do wytwórni. Pierwotnie omawiana pozycja miała wrócić do rdzennego AWOL records, lecz ze względu na jakieś niedogodności biznesowe do tego nie doszło. Zdegustowany współpracą z poprzednikami, w rok po wydaniu świetnego "Snake Eyes" Tay Capone zdecydował się wydać album niezależnie pod skrzydałami własnego labelu Real Life Mob Entertainment. Podjęcie tych drastycznych kroków zaowocowało także zmianą w samym artyście. Tak jak poprzednie dwa albumy to czystej maści gangsta shit tak tutaj Killa Tay zwraca się w kierunku wiary i samego Boga. Od razu uspokajam że nie jest to co sobie niektórzy mogą mysleć. Nie ma tu wieszania się na krzyżu, chrześcijańskiego bełkotu, przepisywania wersetów Biblii i picia wody święconej. "Thug Religion" to bardzo przemyślany i konceptualny album któremu baaardzo daleko do infantylizmu...

Tytułowy termin określa mniej więcej styl życia i postępowania zgodnie z prawdą, wierząc że nad wszystkim czuwa wszechmogący. Idea jest bardzo szczytna a Capone bardzo ladnie poradził sobie z przekazem składając niebanalne rymy, poruszając poważne tematy i skrzętnie wpasowując postać Boga oraz zagadnień wiary między wersy. Bo tak naprawdę cała ta religijna otoczka to tylko tło do głębokiej treści jaką niesie ze sobą omawiany krążek. Zabrzmi to nieco zaskakująco ale "Thug Religion" można by postawić na jednej półce z wczesnymi płytami takich wykonawców jak Public Enemy czy Paris. To dzięki temu że teksty głównie skupiają się na niesprawiedliwości Ameryki względem afro-amerykanów i na ich problemach społecznych. Wiele razy padają oskarżenia w kierunku białego człowieka któremu zarzuca się powolną eksterminacje czarnych i często nazywa się go "białym diabłem". Sam Killa Tay objawia się (tak to dobre słowo) tutaj jako lider nawołujący do zmiany mentalności ludzi czarnej rasy by zaprzestali wojen między sobą i skupili swoją uwagę na prawdziwym wrogu (czyli właśnie Ameryce). Kolejna kwestia dotyczy zaś światka muzycznego. Wiele uwagi Tay poświęca negowaniu szemranych wytwórni płytowych i innych partnerów biznesowych oraz kładzie spory nacisk na niezależność wydawniczą. Obrana tematyka nie każdemu przypadła do gustu dlatego trudno się dziwić że na albumie zabrakło typowych gościnnych występów z poprzednich dwóch solówek. Z ekipy został jedynie Luni Coleone który nie rapuje nawet jednej zwrotki lecz dostał za to aż cztery refreny oraz Guce który udziela się w "Revalations". Lukę po pozostałych wypełniają tacy ludzie jak DukeEwater, A.K, K-9 czy panowie od śpiewanych refrenów Amos Carter i Teleone. Zaskakuje również dobór muzyki, która w pełni została powierzona jednemu producentowi - BC. Z jednej strony może to dziwić ale z drugiej, nie wyobrażam sobie by One Drop Scott, Ric Roc czy sam Tay zdołali wybrnąć z tego zadania lepiej od niego. Nie znajdziemy tutaj pompatycznych wydziwnień i niebiańskich churków lecz porządne bity oraz dawkę nieco wzniosłych melodii trzymających się normalnych rapowych standardów. Mamy tu do czynienia z naprawdę charakterystyczną gamą instrumentów i sampli. Czyni to album wyjątkowym jak i również bardzo klimatycznym. Nie skłamię gdy napiszę że atmosfera jaką udało się tutaj wprowadzić BC jest po prostu nie do powtórzenia i genialnie wpasowuję się w konwencję płyty.

"Thug Religion" to spora odskocznia od poprzednich dokonań Taya Capone. Typowy mobbstyle zamienił się w coś czego nikt by się nie spodziewal po takim raperze. Tym samym dziwi poziom całego przedsięwzięcia który jest naprawdę pozytywnie zaskakujący. Uważam że ci którzy znają Killa Tay'a z jego poprzednich dokonań solowych czy też grupowych (Dosia "Waiting To Inhale" razem z Luni Coleone i K-J) nie powinni traktować tego albumu jako pozycji którą można sobie odpuścić. Wręcz przeciwnie. Ten album udowadnia że Tay potrafi nagrać nie tylko typowy mob shit ale też świetnie odnajduje się w innych klimatach.

Żeby nie było za dobrze przy wydawaniu "Thug Religion" nie obyło się bez pewnych niedogodności Jak wspomniałem album wychodzi w labelu Taya, Real Life Ent. i mimo szczerych chęci nie udało się tu udżwignąć do końca spraw dystrybucyjno-promocyjnych. Tym samym płyta wyszła w małym nakładzie i kompletnie niemożliwe jest jakiekolwiek jej dostanie. Oryginalnie, wypuszczono ją tylko w 2001'. Kolejne wydanie w 2003 wydało Rap Classics które chciało tylko wyłudzić kasę na znanym tytule. Ich release jest pogwałceniem jakichkolwiek praw estetycznych i zapewne wydawniczych. Przestrzegam przed zakupem tego wydania jak i innych płyt przez nich wypuszczonych. Osobiście posiadam oba pressy a czym się one różnią widać dokładnie na zdjęciach niżej.


                                          2001' Real Life/Blueprint Records


                                          2003 Rap Classics




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz