poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Brotha Lynch Hung & Cos - Suspicion V.2 CD (2009, Siccness.Net)

Uważnie śledzący Californijską scenę na pewno zauważyli krążki wypuszczane co jakiś czas pod szyldem Siccness.net. Dzięki tej inicjatywie mogliśmy dostać do swoich rąk kilka naprawdę zacnych projektów z Zachodniego Wybrzeża. Kto posiada w swojej kolekcji takie płyty jak Luni Coleone & Damu "Independence Day", C-Bo & Killa Tay "Moment Of Truth" albo album Cricet, C-Band i Kokane jako "The Hood Mob" będzie na pewno w temacie. Niestety istnieje również druga strona siccness która objawia się wydawaniem dziwnych, nie do końca pełnowartościowych płyt lub też pozycji po prostu nieudanych. Z bólem trzeba przyznać że "Suspicion V.2" należy właśnie do tego niechlubnego kręgu. Fani na pewno kojarzą pierwszą cześć ("Trigganometry") wydaną w 2004 roku jeszcze w starym dobrym Siccmade Muzic. Mimo że to jedna z mniej popularnych płyt od Lyncha to jej przyjęcie było pozytywne. Druga część wydana w 2009 na pewno zainteresuje ale i przy okazji bardzo rozczaruje...

Przyznam, że po wysłuchaniu drugiego voluminu Suspicion byłem zdruzgotany materiałem tu zawartym. Nie przypuszczałem że Lynch jest w stanie wypuścić aż tak dziadowski projekt. Album wygląda tak, jakby chłopaki podpisali jakiś badziewny deal z siccness i wywiązali się z niego z podobnym poziomem. CD zawiera dwanaście kawałków (z czego ostatni to outro) a na czterech z nich nie ma nawet Lyncha, co gorsze, wypełniona jest występami gościnnymi. Brnąc dalej, nie zachwyca również wartość merytoryczna albumu który wygląda jak zbiór na szybko wymyślonych tematów aby tylko był jakiś pretekst do otwarcia ust. Co prawda raperzy wokalnie i rymotwórczo wypadają dobrze, ale jako całość to wszystko ze sobą nie tworzy większego sensu. Ot kilka pojedynczych, luźno skleconych tracków. Najwięcej do całości wniósł oczywiście COS który zostawił po sobie konkretniejsze wersy. Jego solówka "Fuck You Pay Me" mówi sama za siebie. Widać że chłopak się po prostu przyłożył i słychać to na całej płycie. To on głównie ratuje kawałki. Lynch zaś niezależnie od tematu nawija praktycznie to samo. Czyli typowe gangsterskie przechwałki ze spluwami w tle z domieszką rip-gutowskich rymów i reprezentowaniu MadeSicc. Tak jak można pochwalić COS'a i przebrnąć bez większych irytacji przez linijki Lyncha to cały album kładzie kompletnie spierdolona produkcja. Aż dziw bierze że można zrobić tak bardzo jałowe podkłady. Większość wykorzystanych instrumentów odznacza się bezduszną barwą co z miejsca pozbawia album jakiejkolwiek atmosfery. Nie brzmiało by to najgorzej lecz gwoździa to trumny dobijają pozbawione charakteru, nad wyraz sterylne linie perkusyjne. Są tu oczywiście pozycje które da się bez problemu posłuchać jak "Thangs In The Kitchen", "King Kong", "Sixteen" albo "5 In The Morning" lecz nie robią one oczekiwanego wrażenia. Muzyka w "What They Want" i "We All In" to natomiast szczyt producenckiej mizerności. Za całą tę farsę odpowiedzialny jest BatKave, gość który właśnie trafia na moją czarną listę złych producentów. Nie wiem jakim cudem tak bezpłciowego beatkmakera dopuszczono do raperów z Madesicc. Czy naprawdę budżet dla tej płyty był aż tak niski? ehh. Jak wspomniałem "V.2" obfituje w featuringi ale nie widzę sensu aby się szczególnie nad nimi rozwodzić. Są one tu tylko po to by zapchać miejsce po leniwym Lynchu któremu nie chciało się napisać tych kilku zwrotek więcej. Poza tym wkładka do albumu nawet nie raczy wymienić kto udziela się w poszczególnych numerach. Ze słuchu mogę powiedzieć że jest G-Macc, I-Rocc, Zagg i Dezit Eaze...reszty nawet nie mam ochoty szukać...

Dla tych komu podobało się "Trigganometry" lepiej aby nie psuli sobie o Suspicion wyobrażenia i nie sięgali po "V.2" gdyż skutkuje to nie lada frustracją. Współczuje też COSowi że musiał brać udział w tym nieudanym sequelu. Album oczywiście jest nadal szeroko dostępny i co najlepsze wcale do tanich nie należy. Mi na szczęście udało się go kupić za śmieszne pieniądze i zrobiłem to tylko po to by napisać tę recenzje i przestrzec słuchaczy. NIE POLECAM, chyba że jesteś zapalonym kolekcjonerem płyt Lyncha. Ladnie wtedy będzie wyglądać na półce bo trzeba przyznać, ma niezłą oprawę graficzną...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz